Monthly Archives: March 2013

Foto co pamieta miejsce fot T Kaczor_crop

CO PAMIĘTA MIEJSCE? – rozmowa z Dr Magdaleną Saryusz-Wolską

Dlaczego tak dużo mówi się dziś o pamięci?

Jedno z najczęściej cytowanych zdań w badaniach pamięci to powiedzenie Pierre’a Nory, francuskiego historyka, że o pamięci mówi się dziś tak wiele, bo jej samej już nie ma. To zresztą dość kontrowersyjna teza – Nora miał na myśli pamięć naturalną, przekazywaną z pokolenia na pokolenie w mniej lub bardziej harmonijnej wspólnocie. Tymczasem dziś mechanizmy pamięci zbiorowej, bo o niej tu przede wszystkim mówimy, warunkowane są przez media masowe, politykę, globalizację. Procesy szybkiego rozprzestrzeniania się wyobrażeń o przeszłości są z jednej strony niezwykle fascynujące, z drugiej zaś przyczyniają się do powstania tezy, że tak naprawdę mamy do czynienia ze zjawiskiem niezwykle powierzchownym i w gruncie rzeczy jesteśmy osadzeni wyłącznie w teraźniejszości. Żywe dyskusje na ten temat prowadzi się nie tylko w środowisku naukowym – zapełniają one też codzienne gazety i dyktują tematy wydarzeń kulturalnych. Innymi słowy, o pamięci mówi się dziś tak wiele, bo ona sama niezwykle szybko się zmienia. To wpływa na nasze poczucie tożsamości, osadzenia w czasie i przestrzeni, dotyczy każdego z nas indywidualnie, ale też i wpływa na charakter grup społecznych, w których żyjemy.

 Czym jest pamięć społeczna?

Istnieje zapewne z kilkadziesiąt definicji pamięci społecznej. Nie ma nawet zgodności co do tego, czy mówić o pamięci społecznej, zbiorowej, kulturowej czy kolektywnej. Ja osobiście jestem bardzo przywiązana do definicji Barbary Szackiej, według której pamięć społeczna to zbiorowe wyobrażenia o przeszłości. Bardzo ważne jest tu słowo „wyobrażenia” – nie chodzi o to, jak przeszłość wyglądała naprawdę, ani też o naszą wiedzę o niej, ale o to, jak ją sobie wyobrażamy. Jednocześnie każda zbiorowa forma pamięci jest metaforą – grupa nie posiada pamięci w znaczeniu neuronalnym, w takim sensie ma ją tylko pojedynczy człowiek.

Skąd w takim razie tak silna potrzeba pamiętania w społeczeństwach?

Z potrzebą pamiętania w społeczeństwach jest więc mniej więcej tak, jak z potrzebą pamiętania u jednostek: nie zawsze jest to proces świadomy. Czasem chcemy sobie coś przypomnieć, a nie możemy, innym razem prześladują nas wspomnienia o rzeczach, które chcielibyśmy zapomnieć. Pamięć społeczna jest jednak w znacznie większym stopniu niż pamięć jednostek sterowana z zewnątrz: przez władzę, media, inne grupy społeczne, normy kulturowe etc. Treści, które trafiają do pamięci społecznej, rodzą się więc na styku wspomnień pojedynczych ludzi, opowieści przekazywanych z pokolenia na pokolenie oraz wielu innych  czynników kulturowych i politycznych. Wyjątkowość naszych czasów polega natomiast na silnej, medialnej cyrkulacji wyobrażeń o przeszłości. Docierają one do nas jednocześnie od starszych pokoleń, z telewizji, prasy, coraz liczniejszych muzeów etc. Ja osobiście nie jestem w stanie powiedzieć, czy ten zalew obrazów historii wynika z potrzeb społecznych czy też jest po prostu odzwierciedleniem technologicznej i medialnej specyfiki współczesności.

 Czym więc jest pamięć miejsca? Co to znaczy, że jakieś miejsce „pamięta”?

W sensie dosłownym miejsce oczywiście nic nie pamięta. Pamiętają ludzie, którzy wchodzą z tym miejscem w interakcję. Pamięć ta przekazywana jest przez różne nośniki: literaturę, prasę, fotografie, filmy, no i przez samo miejsce, z którego często można odczytać jego dawne funkcje. Weźmy przykład muru berlińskiego – teoretycznie już go nie ma, ale oczywiście pozostał w pamięci berlińczyków, jak również  mieszkańców innych miast, którzy odwiedzają Berlin. Wciąż bowiem istnieje na tysiącach fotografii, w filmach i audycjach telewizyjnych, w podręcznikach szkolnych. W samym Berlinie istnieje pomnik, zajmujący dość rozległą przestrzeń w centrum miasta, który upamiętnia mur i jego ofiary. Jest tam zachowany jego fragment, a w innych miejscach znajdziemy wmurowaną w asfalt i chodniki linię, która odtwarza przebieg granicy między Berlinem Wschodnim a Zachodnim. To wszystko sprawia, że Berlin pamięta o swoim podziale, choć tak naprawdę pamiętają ludzie, którzy mają do czynienia z przestrzenią miejską, tekstami kultury i – oczywiście – ze świadkami historii.

O szczególnym typie pamięci możemy mówić w przypadku miejsc, w których w wyniku powojennych przesiedleń nastąpiła niemal całkowita wymiana ludności.

Te miejsca są szczególnie interesujące w kontekście  badań naukowych.  Na ich przykładzie można pokazać, że pamięć bez ludzi zanika. Tym tropem idzie w swoich badaniach pamięci miejsca Maria Lewicka, która za jeden ze wskaźników pamięci miasta uznała świadomość przedwojennej topografii Lwowa czy Wrocławia u ich obecnych mieszkańców. Pamięć miasta oznacza w tym wypadku m.in., że obecni lwowianie czy wrocławianie wiedzą, jak nazywały się poszczególne ulice przed wojną. To o tyle ciekawe, że miejsce pozostało to samo, zmienili się natomiast ludzie, którzy dzięki dostępowi do różnych nośników pamięci mają świadomość miejsca, w którym żyją i –  co w całej tej historii najważniejsze – świadomość ta wpływa na ich lokalną tożsamość.

Jak widzisz zderzenie perspektywy naukowej i praktycznej, animacyjnej? Co mogą dać sobie nawzajem praktycy i teoretycy?

Sprawa współpracy tak zwanych teoretyków i praktyków to ogromny problem współczesnej nauki, zwłaszcza humanistyki.  Badania czysto naukowe, teoretyczne mają taką samą rację bytu, jak działania w przestrzeni publicznej. Dobrze by jednak było, by badacze byli świadomi aktywności rozmaitych grup i stowarzyszeń, które nierzadko na poziomie lokalnym zajmują się pamięcią i historią – zakładają regionalne muzea, prowadzą prace konserwacyjne w małych kościołach i na zapomnianych cmentarzach, odtwarzają pamięć o dawnych mieszkańcach miast i miasteczek. Te działania odbywają się często zupełnie poza kontekstem naukowym, a to nie jest dobre zjawisko. Z jednej strony nauka – historia, socjologia, psychologia czy kulturoznawstwo – oferują cały szereg przydatnych narzędzi i pojęć do tego typu akcji, pozwalają je precyzyjnie nazwać, porównać i skategoryzować. Sensowne działania w przestrzeni publicznej muszą więc opierać się na obiektywnych i sprawdzalnych wynikach badań naukowych, bez których lokalni aktywiści i animatorzy często wyważają otwarte drzwi, odkrywając rzeczy już dawno opisane. Z drugiej strony naukowcy nie powinni zamykać się w wieży z kości słoniowej – są opłacani z publicznych pieniędzy, więc ich badania powinny docierać do społeczeństwa. Sytuacja, w której publikują wyłącznie w elitarnych czasopismach naukowych – czego wymagają od nas ministerialne przepisy – jest absurdalna, gdyż w ten sposób komunikujemy się wyłącznie między sobą.

Przeważnie nie wychodzimy z naszym przekazem do ludzi, którzy płacą podatki i w ten sposób finansują nasze badania, a więc mają pełne prawo do tego, by się nimi interesować. Aby ten kontakt mógł zaistnieć w praktyce, potrzebna jest jednak umiejętność przystępnego pisania o wynikach naszych prac. Niestety, takie działania jak doradztwo przy tworzeniu wystaw muzealnych, wykłady i teksty popularno-naukowe, współpraca ze stowarzyszeniami czy organizacjami pozarządowymi nie są w strukturach polskiej nauki w żaden sposób nagradzane.

Czy widzisz przestrzeń do takich spotkań?

W Centrum Badań Historycznych PAN w Berlinie chcemy w najbliższym czasie wdrożyć projekt, który doprowadzi do spotkania i dyskusji dwóch grup zawodowych: „profesjonalnych” historyków, czyli osób pracujących na uniwersytetach i w instytutach badawczych, oraz ludzi, którzy uprawiają „historię stosowaną” – muzealników, dziennikarzy, przewodników, przedstawicieli stowarzyszeń, popularyzujących historię lokalną i regionalną itd. Zależy nam na tym, żeby rozmawiać o przykładach udanej współpracy oraz możliwościach rozsądnej kooperacji w przyszłości.

Dr Magdalena Saryusz-Wolska, socjolożka i kulturoznawczyni, absolwentka Uniwersytetu Łódzkiego. Pracuje w Centrum Badań Historycznych PAN w Berlinie, zajmuje się problemami pamięci zbiorowej i kulturowej oraz historią wizualną.

5933602076_55d7d16f5f_o

Seminarium

Projekt seminarium „Tożsamości Odzyskane” polegał na organizacji cyklu spotkań dla animatorów kultury, działających na terenach związanych z powojennymi przesiedleniami w Polsce. Uczestnicy wzięli udział w dyskusjach, wykładach i warsztatach z  ekspertami: socjologami, historykami, psychologami społecznymi, wreszcie – innymi animatorami kultury.

W latach 2006-2009 wspólnie z Fundacją Batorego prowadziliśmy projekt „Dla tolerancji”,  którego celem było wspieranie projektów kształtujących postawę otwartości wobec Innych i były odpowiedzią na nietolerancję i ksenofobię (www.dlatolerancji.pl). Po 4 latach mogliśmy wyraźnie dostrzec dysproporcję działań związanych z lokalną pamięcią. W zmłóć wschodniej granicy działań nieproporcjonalnie więcej, niż na terenach północnych i zachodnich. Stąd potrzeba lepszego poznania organizacji i osób tam pracujących i zaproszenia ich do wspólnej dyskusji nad specyfiką miejsc, w których prowadzą swoje działania.

Wspólnie pracowaliśmy nad metodami działań wokół lokalnej pamięci – od zbierania historii mówionej, działania poprzez sztukę, po działania międzynarodowe. Stworzyliśmy  przestrzeń wymiany doświadczeń między uczestnikami seminarium. Wiedza i doświadczenie, wyniesione z seminarium, posłużyły nam w budowaniu drugiej edycji programu, w ramach której zrealizowaliśmy działania animacyjne w trzech małych miejscowościach w zachodniej Polsce.

Spotkania i wykłady, jakie między innymi odbyły się w ramach seminarium:

Historie przesiedleń na Dolny Śląsk w relacjach kobiet. Spotkanie z Fundacją Kobiecą „Efka” z Krakowa i prezentacja projektu „Pamięć i zapomnienie. Opowieści przesiedlonych kobiet”

Pamięć w teorii i praktyce: Wykład „Pamięć kulturowa, pamięć społeczna” (dr Barbara Markowska, SWPS), spotkanie z Ryszardem Michalskim ze stowarzyszenia „Tratwa” z Olsztyna

O badaniach wokół pamięci lokalnej współczesnych i przedwojennych mieszkańców miejscowości Krzyż/niem. Kreuz (mgr Anna Wylęgała, Ośrodek Karta)

„Nikt nie woła”, reż. Kazimierz Kutz – projekcja filmu i spotkanie z reżyserem (prowadzenie: Aleksandra Klich

Kiedy pamięć do nas wraca. Projekcja  filmu „Koniec pieśni“ i rozmowa z jego twórcą, Piotrem Borowskim ze Studium Teatralnego

Diagnoza lokalnych potrzeb – warsztat, warsztat (prowadzenie: dr Bartłomiej Walczak, ISNS)

Tożsamość miejsca: perspektywa naukowa a działania animatorów kultury – jak teoretycy i praktycy mogą czerpać od siebie nawzajem (dr Magdalena Saryusz-Wolska, Centrum Badań Historycznych PAN w Berlinie)

Fotografia jako narzędzie budowania mitu Ziem Odzyskanych (dr Maciej Szymanowicz, UAM)

Pamięć/biografia przedmiotu (dr Ewa Klekot, UW)

_MG_8236 copy (1)

Grochowice

Przez mieszkańców okolicznych wsi Grochowice nazywane bywały „Ukrainą”. To określenie rodzi się zapewne pod koniec lat 40-tych, gdy w wyniku Akcji Wisła przybywają na te tereny osadnicy z  Kresów Wschodnich. Do Grochowic trafiają w większości mieszkańcy jednej wschodniej wsi. Władzy ludowej zależało na całkowitym rozbiciu przedwojennych więzi i struktur społecznych, dlatego wśród aktów deportacyjnych znajdowały się często adnotacje, nakazujące mieszkańcom danej kresowej wsi wyjazd do odległych od siebie miejscowości. Dotyczyło to w szczególności mniejszości etnicznych i religijnych, w tym – Łemków i Bojków. Nie dopuszczano możliwości istnienia innych więzów, niż tych opartych na socjalistycznych hasłach budowy nowego społeczeństwa.

Zwyczaje i tradycje przywiezione ze wschodu miały szansę zachować się w szczątkowej formie – propaganda PRL-u skutecznie tępiła przejawy lokalnej odrębności. Przypadek Grochowic jest na tym tle szczególny. W lokalnej pamięci, oprócz regionalnych dań, z których znane będą grochowiczańskie gospodynie, zachowa się kilka pieśni śpiewanych po ukraińsku. Wykonuje je istniejący od 1987r. zespół Grochowiczanki.

Od tych pieśni chcieliśmy się odbić w naszych działaniach - zaprosiliśmy członkinie zespołu „Grochowiczanki” do udziału w spotkaniach wokół śpiewu tradycyjnego. Na spotkanie zaprosiliśmy zarówno panie śpiewające dziś w zespole, jak i te, które ze względu na wiek już nie śpiewają.W warsztacie wzięło też udział kilka dziewcząt uczestniczących w zajęciach dziennikarskich. Seniorki pamiętają czasy przesiedleń i to w ich pamięci zachowały się ukraińskie pieśni. Jedna po drugiej przypominały sobie kolejne i uczyły się nowych.

Zaprosiliśmy także młodych młodzież z Grochowic i okolicznych wsi do przyjrzenia się bliżej tej miejscowości i jej historii.  Wykorzystaliśmy fotografię i nagrywanie wywiadów jako pretekst do spotkania z mieszkańcami i zadanie im pytań o lokalną historię. Wspólnie szukaliśmy odpowiedzi na pytania: czy miejscowe dzieciaki wiedzą cokolwiek o historii swojej wsi? Czy znajomość korzeni coś dla nich znaczy?

Partnerzy lokalni:
Stowarzyszenie “Grochowice Zdrój”
Gminny Ośrodek Kultury i Sportu w Kotli

 

 

 

 

 

inspiracje

Ochla

Działania w Ochli (woj. Lubuskie) zostały zbudowane wokół narzędzi wizualnych (w tym – fotografii) i ich użycia w pytaniu o tożsamość i historię lokalną. Do poprowadzenia warsztatów zaprosiliśmy Marię Stafyniak i Pawła Kulę, którzy (podobnie jak Damian Danak z Muzeum Etnograficznego w Ochli) byli uczestnikami seminarium „Tożsamości Odzyskane”.

Przygotowując warsztaty dla młodzieży z Ochli stawialiśmy sobie pytanie o to, co kształtowało tożsamość ich dziadków, rodziców czy wreszcie – ich samych. Od początku mierzyliśmy się z pytaniami: Jak rozmawiać z dziećmi na temat, który dla nich nie istnieje? Jak zainteresować dzieci czymś, co jeszcze dla nich w ogóle nie zostało zdefiniowane? Jak ich nie zadręczyć, nie zanudzić, nie zniechęcić ciężarem tematu projektu Tożsamości Odzyskane?

Postanowiliśmy potraktować warsztaty jako punkt wyjścia do badania obszarów związanych z miejscem i tego, jak na nie reagujemy. Ile jest w nas prostoty i świeżości w poznawaniu, ile natomiast mamy już gotowych narracji oraz wyobrażeń, jak powinniśmy się w danym miejscu zachować. Nam zdarza się pracować otoczeniu muzealnych ekspozycji – tutaj spotkaliśmy się z przestrzenią skansenu. To, co łączy te miejsca to ich „ciężar”, dzieci często do różnego rodzaju muzeów są w jakiś sposób  uprzedzone.

Z jednej strony nasi uczestnicy nauczyli się konkretnych umiejętności: tworzyli poklatkową animację,  budowali aparaty otworkowe, które posłużyły im do fotografowania, doświadczali możliwości pracy z papierem światłoczułym tworząc własne “dzienniki obserwacyjne”. Z drugiej strony chcieliśmy udostępnić im narzędzia, które staną się pretekstem do innego doświadczania przestrzeni, do poznawania jej z punktu widzenia właśnie tych narzędzi. Przeprowadziliśmy ćwiczenia mapowania przestrzeni i nazywania jej, także z wykorzystaniem współczesnych aparatów fotograficznych. To była dla nas próba – na ile można w dzieciach rozbudzić uważność wobec różnych przestrzeni. Czasem sami bierzemy gotową opowieść o miejscu i traktujemy ją jako własne doświadczenie.

Partner lokalny projektu:
Muzeum Etnograficzne w Zielonej Górze z siedzibą w Ochli