[{"meta":{"desc":"","caption":""},"full":"http://tozsamosciodzyskane.e.org.pl/wp-content/uploads/2013/03/portrety-5a_crop.jpg","medium":"http://tozsamosciodzyskane.e.org.pl/wp-content/uploads/2013/03/portrety-5a_crop-445x296.jpg","large":"http://tozsamosciodzyskane.e.org.pl/wp-content/uploads/2013/03/portrety-5a_crop.jpg","gallery":"http://tozsamosciodzyskane.e.org.pl/wp-content/uploads/2013/03/portrety-5a_crop.jpg"}]

Myśmy tu nie przyszli – Paweł Kula

Miasto, w którym się urodziłem w 76 roku ponoć zawsze było „nasze”. Odkąd tylko nauczyłem się rozróżniać litery odczytywałem wielki napis na jednym z centralnych placów, który głosił: „Myśmy tu nie przyszli – Myśmy tu wrócili”. Nie pamiętam jak to wtedy rozumiałem, ale czułem wyraźne powinowactwo z wizerunkami wąsatych piastowskich wojów, którzy strzegli granic Pomorza przed zakusami germańskich najeźdźców. Coroczne obchody kolejnych „wyzwoleń” były okazją do przypieczętowania tego, co oczywiste. To zawsze był koniec kwietnia i eksplozja nagłej wiosny. „…Ale nie wie wiatr, co do miasta wpadł, że Szczecin jak Polska ma już 1000 lat…” – śpiewaliśmy drąc się na całe gardło, a ściany naszej świeżo zbudowanej podstawówki odpowiadały gromkim echem.

Podwórkowe dzieciństwo chłopców pełne jest bitew, zasadzek i wojennych zmagań. „My” kontra „Oni” i niekończące się podchody. „My” to my – jesteśmy „tutaj” czyli tam, gdzie zawsze i nazywamy się Czterej Pancerni. „Oni” są zawsze „tam” – do czołgu się już nie zmieszczą i muszą wcielić się w rolę faszystowskich oprawców. Ja chcę być Niemką! – wyrywa się nasza koleżanka Ewka. Patrzymy na nią podejrzliwie zszokowani jej naiwnością. Czy ona nie wie, że „Oni” zawsze przegrywają?

Narodziny mojej matki przypadły na początek 47 roku. Jej rodzice zdążyli już dotrzeć do pomorskiej wsi Piotrowo, która jeszcze rok wcześniej nazywała się Petershagen. Poród odebrała niemiecka akuszerka, która wiosną opuszcza miejscowość wraz z ostatnią garstką rdzennych mieszkańców. Granice się przesunęły i niemieckie państwo zaczyna się dopiero 150 km dalej na zachód. Tego samego roku we wsi pojawiają się pierwsze ukraińskie rodziny z akcji „Wisła”. Matka nosi litewskie nazwisko. ‘U Litwina dupa sina, u Polaka już nie taka!’ – wołają za nią rówieśnicy ganiając się pomiędzy szachulcowymi domami. Osadnicy z „Centrali” ściągają swoje rodziny i wieś powoli się zaludnia. Ludzie trzymają się razem, a domy na uboczu są rozbierane na cegłę. Nikt nie chce się tam osiedlać, bo pamięć przechowuje jeszcze świeże wspomnienia z szabrowniczych zajazdów i nocnych strzelanin. Pierwsi umarli wędrują przez rzekę na pobliski, ale nieoswojony jeszcze cmentarz pełen żeliwnych krzyży i nagrobków. Powoli Wszechświat odzyskuje równowagę. „Naszych” jest coraz więcej, a kamienne tablice z dziwaczną czcionką lądują w pobliskim lasku. Kilkadziesiąt lat później zagajnik ten staje się ulubionym miejscem naszych wakacyjnych zabaw. Wodzimy dziecięcymi palcami po obco brzmiących napisach zastanawiając się kim była Gertrud Gleich i dlaczego żyła tylko 27 lat.

Piotrowo zmieniło w międzyczasie nazwę na Powalice. Młoda dziewczyna spotyka się  z chłopakiem z sąsiedniej wsi. Wszystko rozwija się pomyślnie, dochodzi do zaręczyn i w końcu do ślubu. W dniu uroczystości pojawia się mieszkająca nieopodal sąsiadka, Ukrainka pochodząca z bieszczadzkiej wioski, i składając życzenia mówi do matki panny młodej: Gienia, a czy ty wiesz, że on jest „nasz”? Teraz to on już będzie „nasz” – stanowczo odpowiada Gienia. Za chwilę pojawię się na świecie i „nasz” chłopak stanie się moim wujkiem.

Jest 88 rok, a ja jestem harcerzem – świat naszych wartości jest prosty i przejrzysty. Szare Szeregi to nasz niedościgniony wzór i jaśniejący w ciemności słup światła. Na kolejną zbiórkę mamy przygotować kilka słów o losach naszych przodkach w czasie II wojny światowej. To oczywiste, że będą to gawędy o bohaterach. W domu zasypuję rodziców pytaniami. Ojciec po chwili namysłu zaczyna opowieść. Twój dziadek pochodził z okolic Gdańska – zaczyna – a najcięższe chwile wojny przeżył jako żołnierz Wehrmachtu w Normandii…

Nie jestem już dzieckiem, kiedy Szczecin zaczyna opowiadać swoją historię, a żyjący tutaj przeczuwają, że to, co do tej pory było oczywiste, skazane jest na zagładę. Chwilę później ktoś zaczyna wstydzić się piaskownic i murków zrobionych z niemieckich nagrobków, a niektórzy „odzyskują” nie-swoją pamięć o mieście, w którym nie było śladu Naszych. Wszechświat ponownie odzyskuje równowagę.

Na początku XXI wieku mieszkaniec Powalic znajduje na polu dziwny, rogowy przedmiot z wyrytą ludzką postacią i pokryty falistym ornamentem. Przedmiot trafia w ręce archeologów, a ci oceniają jego wiek na 13 tysięcy lat i nazywają „laską magiczną”. Podejrzewają, że artefakt ten towarzyszył okolicznej społeczności podczas rytuałów narodzin i powracającego cyklicznie życia. Dla mieszkańców Powalic bardziej zaskakujące i trudne do wyobrażenia jest to, że w czasach kiedy nie było jeszcze Niemców, Ukraińców i Polaków żyli tutaj ludzie i czuli się jak u siebie.

 

Paweł Kula (1976)

Mieszka w Szczecinie. Współtworzy Stowarzyszenie Oswajanie Sztuki. Uczestnik i twórca działań edukacyjnych i artystycznych. Pomysłodawca wraz Marią Stafyniak, Danutą i Gerardem Kula projektu „Mapa Korzeni – Mapa Pamięci”, który był realizowany we wsi Powalice w ramach programu „Seniorzy w Akcji” w roku 2010 i 2011.

www.powalice.blogspot.com // www.oswajaniesztuki.blogspot.com // www.pawelkula.blogspot.com