[{"meta":{"desc":"","caption":""},"full":"http://tozsamosciodzyskane.e.org.pl/wp-content/uploads/2014/08/ko122.jpg","medium":"http://tozsamosciodzyskane.e.org.pl/wp-content/uploads/2014/08/ko122-445x296.jpg","large":"http://tozsamosciodzyskane.e.org.pl/wp-content/uploads/2014/08/ko122.jpg","gallery":"http://tozsamosciodzyskane.e.org.pl/wp-content/uploads/2014/08/ko122-445x298.jpg"}]

Kotla (woj. dolnośląskie)

Mieszkańcy Kotli dopiero poznają mieszkańców Kutlau.

Działania w Kotli zogniskowane są wokół sceny, zbudowanej pod koniec lat 70-tych na terenie dawnego cmentarza ewangelickiego. W jej wnętrzu umieszczono kilkadziesiąt niemieckich nagrobków. W ramach projektu, wspólnie z Wójtem Gminy Kotla, rozbieramy ją, a wydobyte nagrobki umieszczamy w lapidarium na terenie cmentarza. Jednocześnie pracujemy z grupą lokalnych uczniów, szukając sposobu na oswajanie lokalnej historii i pracę w tej czułej, delikatnej materii jaką jest pamięć miejsca.

W przedwojennym Kuttlau krajobraz zdobiły wieże dwóch kościołów – katolickiego i ewangelickiego. Na mapie dzisiejszej Kotli odznacza się tylko jeden z nich. Drugi wysadzono w powietrze w 1961, a na pustym miejscu postawiono remizę strażacką. Ponad 10 lat później kierownik lokalnej szkoły podstawowej otrzymał polecenie, by w ramach tzw. czynu społecznego zlikwidować pozostałości cmentarza ewangelickiego, sąsiadującego bezpośrednio z remizą. Tymi pozostałościami było kilkadziesiąt ewangelickich nagrobków, które miały zostać przeznaczone prawdopodobnie pod budowę którejś z okolicznych dróg. Na miejscu cmentarza zaplanowano park i plac zabaw.

Kierownik szkoły z władzą nie mógł dyskutować, dyskutował za to do 2-giej nad ranem z żoną. Wiedział, że w parku przy remizie zaplanowano budowę sceny. Ustalili, że nagrobków nie oddadzą chłopu, ale  schowają je we wnętrzu budowanej sceny. Złożone tam w całości, będą kiedyś możliwe do wydobycia. Ponad 30 płyt przeniesiono w jedno miejsce, na pustym teraz placu wytyczono alejki, zgrabiono liście. Miesiąc później robotnicy zaczęli stawiać budowę.

Scena służyła do końca lat 90-tych. Odbywały się na niej prezentacje lokalnych zespołów ludowych, pokazy artystyczne uczniów, koncerty. Jedynie z parku nic nie wyszło – ludziom jakoś niemrawo było chodzić tam z dziećmi, pamiętano, że kiedyś był tu cmentarz. Pusty plac przez jakiś czas służył za tor do nauki jazdy, ćwiczyli na nim uczniowie przed egzaminem na kartę rowerową.

Jedną z uczennic prezentujących swoje taneczne umiejętności się na tej scenie byłam ja. Kierownikiem szkoły, który kilkanaście lat wcześniej nie mógł spać, był mój dziadek.

Start: początek września 2014

Dorota Borodaj

współrealizaja: Tomek Kaczor

Aktualnie
dzieje się

1.

Pod koniec lat 90-tych scena przestała być potrzebna. Między nią a remizą stanął mur. Po jego jednej stronie jest teraz straż pożarna, po drugiej – teren po placu manewrowym, który został włączony do sąsiadującego cmentarza katolickiego i ponownie przygotowany do pochówków. Scena znalazła tuż za ostatnimi kwaterami na cmentarzu, kto ma bliskich w innej części może nawet nie zauważył, że „zawędrowała” tutaj ta nie do końca adekwatna budowla. Inni mijają ją niemal codziennie, wchodząc na cmentarz od strony bocznej uliczki.

2.

Gdy ruszamy z pracą na cmentarzu, nie ma jeszcze pewności, że na pewno coś znajdziemy. Kilka uderzeń młotem i spod gruzu wyciągamy pierwszą płytę. Trafiamy na jedną z nielicznych, jak się okaże, która przetrwała w jednym kawałku. Moja babcia dziwi się – wszystkie płyty są potłuczone a ona pamięta, że składane były w całości. Scena była budowana już bez udziału nauczycieli, pomysł dziadka udał się więc tylko częściowo. Nagrobki nie leżą teraz pod asfaltem i możemy je odzyskać, wszystko wskazuje jednak na to, że robotnicy potraktowali je jak budulec. Zbyt ciężkie, by składać je w całości, zostały potrzaskane na fragmenty i wrzucone razem z gruzem do środka konstrukcji.

3.

Na początku nie wiemy jeszcze, jak na projekt zareagują mieszkańcy. Od razu zaczynamy współpracę z Wójtem Gminy Kotla, który przydziela ludzi i sprzęt do prac na cmentarzu. Równolegle do tego, prowadzimy warsztaty z grupką dzieci z lokalnej podstawówki. Sięgamy po aparaty fotograficzne, by na ulicach i budynkach szukać śladów historii naszej wsi. Zastanawiamy się, czy miejsca i przedmioty mają swoje biografie i w jaki sposób możemy je odtwarzać. Z czasem dzieciaki pomagają w pracach przy scenie – spisują i tłumaczą napisy odczytane z poskładanych płyt, numerują fragmenty żeby nie pomieszały się przy przenoszeniu do lapidarium.

4.

Scenę rozbierają mieszkańcy gminy, zatrudnieni do prac interwencyjnych. Pracujemy z nimi przez kilka dni codziennie, zastanawiamy się jak to wszystko odbiorą, jak skomentują. Angażują się z dnia na dzień coraz bardziej. Cegła po cegle wybierają gruz i wyłuskują z niego kolejne frakmenty pomników. Żartują, że zamiast łopat przydałby im się pędzelek bo bliżej im teraz do archeologów. Z czasem można dopasować do siebie coraz więcej fragmentów, układamy nagrobki jak puzzle. Po trzech dniach musimy wyjechać. Scena rozebrana jest do połowy, na trwawie wokół leży ok.10 niemal kompletnych płyt i kilka niedopasowanych fragmentów. Kiedy wracamy do Kotli po tygodniu, scena jest już w całości rozebrana a skompletowanych nagrobków jest prawie trzy razy więcej.

5.

„W tym miejscu spokojnie spoczywa nasze serce: syn, brat i wnuk Artur Schultz. Urodzony 1 sierpnia 1909 roku, zmarł 24 grudnia 1925r.”. Gustaw Kinzel, mistrz wyrobów rymarskich, umiera w 1932r. Żona Elfride przeżyje go o 9 lat. Za to żona zmarłego 24 dni po rozpoczęciu wojny Heinricha Starke nie zdążyła chyba umrzeć w Kuttlau. Na nagrobku pod napisem „Nasi ukochani rodzice” brakuje jej nazwiska, puste miejsce po lewej stronie płyty wygląda, jakby ciągle na nią czekało. Na innym nie ma żadnych nazwisk, ten fragment chyba nie przetrwał. Jest za to wyryta kotwica. Skąd 500 km od morza marynarz? - zastanawiamy się. Nagrobki znajdą nowe miejsce przed 1 listopada. Nie planowaliśmy tego wcześniej ale ten fakt wydaje nam się teraz idealnym dopełnieniem ostatnich tygodni.

6.

Na ścianie mojego domu wisiał zawsze stary, poniemiecki zegar. Nie wiem, czy należał do Oskara Kutznera (może Kutzner nigdy nie miał takiego zegara), czy nakręcała go matka młodej Idy Janke z domu Reich (moja egzaltowana wyobraźnia podpowiada mi zaraz, że był jej wianem). Sam fakt, że fantazjuję o zegarze sięgając po nazwiska mieszkańców mojej wsi sprawia mi pewną ulgę. Pochodzę ze wsi, z której każdy był przybyszem, obcym, czy – jak chciała to widzieć propaganda PRL- u , pionierem ponownie zasiedlającycm prastare, słowiańskie Ziemie Odzyskane. A mnie dzisiaj bardziej, niż historia mieszkającego tu przed tysiącem lat Świętopełka, interesuje historia Dorothei Werzke z domu Seelander. I jej ślad, i to, żeby znowu gdzieś nie zniknął.

7.

Ten projekt jest możliwy dzięki mojej babci, która opowiedziała mi całą historię. Nic by się nie udało gdyby nie Łukasz Horbatowski – Wójt Gminy Kotla. Za wsparcie dziękujemy też pracownikom Urzędu Gminy w Kotli, zaangażowanym w projekt. To dzięki pomocy i życzliwości mieszkańców Kotli możemy przypominać o mieszkańcach Kuttlau.